Przejdź do głównej zawartości

Dzień kobiet, dzień kobiet...

Zawsze, właściwie od dziecka marzyłam o tym by być chłopakiem.
Miałam nieodparte wrażenie, że oni mają zazwyczaj łatwiej.
To wbijanie nam do głowy, że Ewka zżarła jabłko nie przemawiało do mnie ani trochę.
Do dziś jestem niemalże pewna, że Adam miał w tym przynajmniej połowiczny udział i wiedział dokładnie jak się przymilić by dostać co chce.
Więc sprawiedliwiej byłoby by kara została rozłożona równomiernie, szczególnie, że jest to dożywocie!
Jako dziecko miałam wiele wolności, co dało mi możliwość tworzenia własnej rzeczywistości.
Nieustanne wędrówki, bo przestrzeń była moim domem, od zawsze.
Samotność, którą nauczyłam się nawet  kochać, ale i miłość...
Miłość do zwierząt, ludzi, świata, który mnie otaczał, zakorzeniony głęboko optymizm nie raz przysparzał mi rozczarowań.

Jako dziewczynka, uwielbiałam wchodzić na drzewa. Na sam cienki czubek gdzie mogłam bujać się, od ziemi po niebo .
Jako dziewczynka na swojej ulicy biegałam najszybciej.
Jako dziewczynka, potrafiłam zafasolić potężnego kopa koledze dziesięć razy większemu i zwiać w mgnieniu oka.
I tak mnie nie dogoni.

Łatwiej było mi dogadywać się z chłopakami.
Dziewczynki w moim wieku były ciapowate, mazgajowate, bojaźliwe, zwyczajnie nudne.
Mimo wszystko, mimo mego ,,ja - chłopaka'' byłam zawsze bardzo dziewczęca, co nie raz słyszałam od swoich pociotek, a przekora we mnie płonęła wielkim ogniem.

My kobiety wiemy, jak nie raz jest trudno.
Tyle uczuć, trudno pomieścić.
Faceci mają lepiej bo:
- nie są wstanie czuć nawet połowy tego co nam się roi w kobiecych łepkach. Są wyjątki !!! Są !!!
Jednak to białe kruki !
Tak dziś sobie pomyślałam, że gdybym mogła spełnić jedno swoje życzenie w dzień kobiet i zabrać nam kobietom jedną rzecz by nam było lżej...
Nie były by to emocje.
Nie była by to przypisywana nam słabość itp rzeczy.
Nawet nie było by to rodzenie potomstwa.
To wszytko wcale nam nie doskwiera!
Myślę, że przywróciłabym sprawiedliwość wyroku, który otrzymałyśmy na wieki i menstruacja przypadła by facetom.
Tak to było by sprawiedliwe.
Nawet jeżeli w kolejnym wcieleniu będę facetem, a co mi tam, kobietą już jestem.

Komentarze

  1. Durnoty z Ewą i Adamem nie jednemu zryły beret :-) Ale jak oko się otwiera, mamy cały ocean innych koncepcji, że tak powiem: Chwała za to Bogu :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

SZKAPLERZ na ogień piekielny

          Tak jakoś od dziecka czułam, że coś mi się tu nie zgadza. To chodzenie do kościoła było jakieś dziwne. Moja niechęć, agresja rodziców.  Czułam się zła, niegodna, brudna, zagubiona. O co chodzi, pytałam sama siebie, a nikt nie kwapił się wytłumaczyć. Po latach, życia z wielkim poczuciem winy, zrozumiałam co tak bardzo przeszkadzało mi w kościele. Nie, nie będę się nad tym rozwodzić. To dość obszerny temat. Napiszę jedno, nie chodzę i nie mam potrzeby chodzenia do kościoła. Czy wierzę? Tak, wierzę, ale znacznie inaczej niż kościół by sobie tego pragnął. Traf chciał bym poszła. Dla kogoś. Poszłam. Wchodząc wróciły wspomnienia. Obraz na który zawsze się patrzyłam. To jak mama opierała brodę na mojej głowie. To jak ojciec  stojąc kiwał się na stopach, przenosząc ciężar z palców na piętę. To jak dłużyło mi się to tam siedzenie. Zaczęło się kazanie... Jakiś zaproszony ksiądz, ponoć wykładowca. Początek usypiający, mówił jak automat, więc się nie skupiałam bla bla bla... Sp

Zdjęcia, których nie zrobiłam

Zdjęcia, których nigdy nie zrobiłam... Kiedy ma się totalnego fioła na punkcie zapisywania obrazów, aparat jest przedłużeniem nie tylko ręki, ale też serca, duszy, naszych postrzeganiach wielu tysięcy kadrów ... Nie, nie myślimy kadrami :D , ale ona zapisują najprawdziwiej to co MY widzimy. To  co zobaczy ktoś inny, to już nie nasza historia. Tak więc wychodząc z aparatem z domu nie mam planu, nawet zarysu tego co chciałabym zapisać w tej  swojej historii. Są jednak zdarzenia, momenty, chwilę, kiedy nie podnoszę aparatu, choć wiem, że zdjęcie byłoby cudownym zapisem chwili... Ta chwila jednak jest tylko dla mnie. Nie mogę się z nią dzielić, oczy innych zniekształciłyby ten zapis, opowiedziały by historię, której w moim mniemaniu nie było... Często mijam pewną staruszkę... Dość puszystą ubraną zawsze tylko w jeden kolor. Lubi zwiewne sukienki, długie do ziemi, na to zwiewne chusty rzucone na ramiona. Finezyjny koczek blond włosów, przeplatany srebrnymi pasmami, często też torebk

Byłam białym mężczyzną, mówiącym po angielsku....

             Na świat przyszłam naga.  Naga w wiele wspomnień, które miałam. Nikt nie uwierzy, ale pierwsze wspomnienie mam jeszcze za nim opuściłam ciało mamy. Tak... Nie pamiętam wielu rzeczy z przedszkola, nie pamiętam wielu wspomnień ze szkoły. Ciało mamy, pamiętam. Wspomnienie było cały czas, we mnie, musiałam je wydobyć. Kiedyś było to jedyne uczucie bezpieczeństwa, które było prawdziwe. Wspomnienie to, nie jest obrazem, jest czuciem. Odczuwaniem skłębienia, przeplatania ciepła, bliskości dwóch podobnych, acz nieidentycznych istot, które w tym momencie stanowiły pozorną  jedność. Jednak - jedność. Odziana tylko w nagość, rosnąc przymierzałam obrazy. Przymierzałam, wrażenia, odczucia, słowa. Ta nagość pozwoliła mi być czystą, dobrą, otwartą, naiwną, rozumiejącą, akceptującą ... Poznając, doświadczając, moja golizna zaczynała mieć warstwy...  Na początku czuła wiatr, słonce, deszcz, nawet mróz i cieszyły ją te odczucia... Wrażliwość nie powstała od razu, dotykana, raz po raz st