Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2018

Jak to lubimy karmić ptaszki. Człowiek cichy morderca....

                        Całkiem niedaleko mojego bloku, jest dość obszerny pas zieleni, obok płynie rzeczka, a w niej pluskają się kaczuszki. Centrum miasta, dwa kroki do przystanków komunikacji miejskiej, gdzie tłoczy się szara masa ludzka. Do pracy, z pracy, po zakupy, do szkoły, każdy z określonym celem. Stop. Nie każdy, nie uogólniamy! Czekają więc ludziska na owych przystankach, dwa kroki dalej przechadzają się z pieskami, uważając by, nie wdepnąć w wczorajsze, a między nimi tuptają kołysząc kuperkami kaczuszki. Całość dopełniają gołębie w ciągłym rytmie piosenki What is love zespołu Haddaway. Tak, tak je widzę i ciągle mnie to bawi. Widok ludzi karmiących ptaki jest tu powszechny, codzienny, zwyczajny, naturalny... Miły? Tylko dla ignorantów i sadystów. Wiadome jest, że ludzie traktują ptaki jak zwykłe śmietniki. Ot chleb sczerstwiał lub nie daj Boże spleśniał, no jak wyrzucić?! Jedzenia się nie wyrzuca, dzieci w Afryce głodują! To grzech przecież! Tyle ludzi w Po

Hania mówi. Oczekiwania - stereotypy.

Często nawet tego nie wiemy, ale wszyscy, niemal wszyscy mamy różne oczekiwania. Kierujemy się nimi i stereotypami które wrosły w nas jak nasze drugie ja. Mama.Troskliwa, zabiegana, przewrażliwiona, nadopiekuńcza. Piękna, kobieca, zmęczona, silna. Odważna, heroiczna, bezbronna, empatyczna.  Babcia. Starsza miła pani, spokojna, ciepła lub wesoła energiczna. Kochająca dzieci, bogata w doświadczenia, cierpliwa, mądra, rozsądna. Dobrze gotuje. Teściowa. Gruba torba. Wypindrzona pudernica. Zdecydowana, interesowna, ciekawa, wścibska, hipochondryczka, histeryczka, despotka, hipokrytka. Oczywiście baardzo uprościłam ;)  Ciche popołudnie, Hania pochylona nad lekcjami nagle podnosi głowę. - Mamo, pamiętasz jak mówiłam o babci Tamarze jak byłam mała? - Wiem już co się święci. Święta idą. - Tak, pamiętam, bałaś się jej. - odpowiadam ze śmiechem. - NO! Mówiłam : Boję się Mary. - Hania nie daje za wygraną i ciągnie dalej. - Mamo, czy musimy jechać do niej na święta? - Patrz

Myśli niepozbierane... Takie bajanie ...

Bywa, że coś pamiętamy, a tak naprawdę, wydaje nam się. Co zobaczyliśmy, czegoś nie zrozumieliśmy, usłyszeliśmy, to co chcieliśmy usłyszeć.. Bywa... Jednak to, co utworzyliśmy w naszej głowie zostało już przekazane dalszym pokoleniom... Dom trzeszczy dziwnie, szumi i szepcze. Rozumiem go trochę, boli go starość, brak miłości, boli. Leżę przy śpiącej babce, patrzę na sufit, słucham... Drewniane belki, makata na ścianie. Muszę wstać, oddech babki zagłusza szept domu. Podłoga z drewnianych wygładzonych jak jedwab desek... Ile w nich życia i dziur. Jak kule w serce zdrewniałe, a każde serce czuje... Dłonie babki... Jak w koronkowych rękawiczkach usiane delikatnie, misternie utkanymi żyłkami. To przepiękny wzór. Mam wrażenie, że ktoś kaligraficznym pismem opisał tam całe życie. Pisząc o niej, zaczął również historie moją. - Miałam synka. - Usłyszałam nagle. - Miał krzywą nogę. Krzywicę miał, tak felczer powiedział. Ja wiedziałam, że nie od tego. - Od czego babko? - Spojrzał

Nasza ulica ...

Dawno, dawno temu, była to dzielnica żydowska. Na placu gdzie stoi nasz dom, był zakład garncarski. W ogródku nadal można znaleźć masę skorup garnków glinianych. W czasie wojny znajdowało się tu getto żydowskie. Parę kroków i wychodzi się nad łąki, rzekę. Moje dzieciństwo.  Koniec lat siedemdziesiątych to właściwie całkiem fajny czas... Ulica tętniła życiem, każdy wolny czas jaki mieliśmy, był spożytkowany właśnie tam. Dom wtedy był miejscem którego uciekałam jak najdalej. Pragnąc zapomnieć, choć na chwilę, o tym , o czym dziecko nie powinno myśleć.  Parę domów dalej stała mała drewniana chatka pod ogromnym starym kasztanem. To drzewo nie raz było moim schronieniem. Oczywiście nie można było nam na kasztan włazić. Powód? Zapewne dbanie o nasze nogi, ręce i życie. Czasami  tylko tam mogłam się czasem schronić.  Wczesne poranki to klekot bocianów. Nadal to kocham. Szeleszczące syczenie głodnych bocianich maluchów. Brzęk łańcuchów krów prowadzonych na łąki i rżenie koni dom

Chora dorosłość

Nie raz próbuję człowiek zebrać myśli. Dziwne, jedne chce zebrać, a  inne wywalić. Wraca później skruszony, jakby wyrzucił papierek w lesie i z powrotem upycha w kieszeń. Kieszeń jest pełna, zaczyna uwierać, ściąga więc spodnie do prania, a papierki lądują w szufladzie. Było, minęło idziemy na przód. Przychodzi szary dzień, zbity kubek i zanurzasz dłoń w szufladzie jak w bębnie maszyny losującej. Jesteś egoistką !Słyszysz złość, czujesz, znów czujesz, więc uciekasz tam gdzie nie musisz czuć. Dziecko szybko się uczy kiedy musi. Przez chwilę jeszcze szuka, czego by się złapać, ale to tylko chwila. Nie ma nic, nie ma nikogo. Każdy ma spodnie pełne papierów. Było minęło, idziemy dalej. Bogatsi o doświadczenia. Ból uszlachetnia, mówią. Pieprzenie !!! Ból - upośledza !!! Czujemy się winni kiedy jesteśmy szczęśliwi. Czujemy się winni, że jesteśmy inni. Czujemy się winni, że oni nie są szczęśliwi. Smutek to co innego. Jest. Będzie. Nie doskwiera. Mogę się zawinąć ciasno, kołysać miar