Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2018

Wesołych ....

              I minął czas Wesołych Świąt...  Zrealizowałam zmianę nastawienia, wyluzowałam... No prawie... Nie pozwoliłam, nie zgodziłam się,  na to co mnie uwierało ;) Puściłam na wiatr złośliwości, widocznie moje życie, nie wszystkim odpowiada. Nie musi.  Puściłam na wiatr smutek, by leciał wolny, pogodziłam się z nim, bo wiem, że zostanie. Czułam miłość, miłość, miłość .... Dziękuję, że umiem, że mogę, że jest we - mnie. Dziękuję.

Chora na samotność...

                          Leżę na górze pierzyn, wyję z bólu. Mam zapalnie ucha, co za ból!!! Każdy ruch przeszywa mi mózg ostrym szpikulcem. CO ZA BÓL !!! Nie mogę nawet płakać. Mam 8 lat. Jednak to wspomnienie, jak każde inne z mego dzieciństwa kiedy byłam chora, jest cudowne. W momentach choroby jestem. Istnieje. Staje się małą kochaną córeczką, którą nigdy nie byłam. Byłam  przecież tą najgorszą, najgłupszą, czarną owcą. Od narodzin byłam bardzo spokojnym dzieckiem. Słyszę jak mama opowiada ,jak to  spokojnie leżałam w łóżeczku i nie płakałam. Można było mnie zostawić i zająć się domem, siostrami. No właśnie. Zostawić. Dziś wiem co to jest tak naprawdę, choroba sieroca. Choroba więc sprawiała, że zaczynałam istnieć. Cieszyłam się ze strachu mamy. Skoro się o mnie bała to znaczy, że mnie kochała. Pamiętam śliwki w occie. Tak właśnie śliwki w occie. Teraz zawsze kojarzą mi się z chorowaniem. Dziś myślę o tym, czy mama też lubiła chorować. Wchodzę do pokoju córki tulę ją d

Restart w krainie śmierci...

          W takie dni, mam ochotę wrócić do ustawień fabrycznych. Być czystą kartką, gotową do druku. Chęć pozbycia się wszystkich słów wypowiedzianych, wszystkich zapisanych, wszystkich tłukących się po głowie. Czy tak zresetowana jednak miałabym świadomość tego wszystkiego co  jest dla mnie ważne. Empatia  powinna być skarbem, darem, a może jednak nie? Niewłaściwie używana staje się kobietą w najwyższym stadium przekwitania.  Uczę się. Poruszać w świecie śmierci, a żyć się nadal nie nauczyłam. Tak być nie powinno, a jednak.  Postawiłam  na piedestale rzeczy których nie mogę dotknąć, wykorzystać, często mieć - posiadać, wiedząc cały czas, że nie po to tu jestem.  Jestem w zawieszeniu, nigdy tu, nigdy tam. Każde pociągnięcie za sznurek latawca, jest nauką, jest etapem, jest przełączeniem prądu stałego na zmienny...  Nie możemy być wciąż tacy sami, nie możemy nie zmieniać zdania, nie możemy .... Żyjący restartując się, porządkują, nie wymazują przeszłości.

Nikt nie zrozumie...

                 Chciałam uciec, uciec od cierpienia. Myślałam o twoim, a było moje. Tak mnie targało, rwało na strzępy. Chciałam uciec od cierpienia twego... Było moje. Czas raptem się skurczył, jak ciemny żył tunel,  ścisnęłam dygoczącą  żeber klatkę, tak długo konałam przez ból twój. Ból był, mój, na stałe.  Co mam począć ze śmiercią, kiedy ulga oddech pogłębia, co mam począć, kiedy część mnie, pustym śmierci miejscem trzyma oddech, w pięści. Tak się cieszę i tak boli...

Jak to lubimy karmić ptaszki. Człowiek cichy morderca....

                        Całkiem niedaleko mojego bloku, jest dość obszerny pas zieleni, obok płynie rzeczka, a w niej pluskają się kaczuszki. Centrum miasta, dwa kroki do przystanków komunikacji miejskiej, gdzie tłoczy się szara masa ludzka. Do pracy, z pracy, po zakupy, do szkoły, każdy z określonym celem. Stop. Nie każdy, nie uogólniamy! Czekają więc ludziska na owych przystankach, dwa kroki dalej przechadzają się z pieskami, uważając by, nie wdepnąć w wczorajsze, a między nimi tuptają kołysząc kuperkami kaczuszki. Całość dopełniają gołębie w ciągłym rytmie piosenki What is love zespołu Haddaway. Tak, tak je widzę i ciągle mnie to bawi. Widok ludzi karmiących ptaki jest tu powszechny, codzienny, zwyczajny, naturalny... Miły? Tylko dla ignorantów i sadystów. Wiadome jest, że ludzie traktują ptaki jak zwykłe śmietniki. Ot chleb sczerstwiał lub nie daj Boże spleśniał, no jak wyrzucić?! Jedzenia się nie wyrzuca, dzieci w Afryce głodują! To grzech przecież! Tyle ludzi w Po

Hania mówi. Oczekiwania - stereotypy.

Często nawet tego nie wiemy, ale wszyscy, niemal wszyscy mamy różne oczekiwania. Kierujemy się nimi i stereotypami które wrosły w nas jak nasze drugie ja. Mama.Troskliwa, zabiegana, przewrażliwiona, nadopiekuńcza. Piękna, kobieca, zmęczona, silna. Odważna, heroiczna, bezbronna, empatyczna.  Babcia. Starsza miła pani, spokojna, ciepła lub wesoła energiczna. Kochająca dzieci, bogata w doświadczenia, cierpliwa, mądra, rozsądna. Dobrze gotuje. Teściowa. Gruba torba. Wypindrzona pudernica. Zdecydowana, interesowna, ciekawa, wścibska, hipochondryczka, histeryczka, despotka, hipokrytka. Oczywiście baardzo uprościłam ;)  Ciche popołudnie, Hania pochylona nad lekcjami nagle podnosi głowę. - Mamo, pamiętasz jak mówiłam o babci Tamarze jak byłam mała? - Wiem już co się święci. Święta idą. - Tak, pamiętam, bałaś się jej. - odpowiadam ze śmiechem. - NO! Mówiłam : Boję się Mary. - Hania nie daje za wygraną i ciągnie dalej. - Mamo, czy musimy jechać do niej na święta? - Patrz

Myśli niepozbierane... Takie bajanie ...

Bywa, że coś pamiętamy, a tak naprawdę, wydaje nam się. Co zobaczyliśmy, czegoś nie zrozumieliśmy, usłyszeliśmy, to co chcieliśmy usłyszeć.. Bywa... Jednak to, co utworzyliśmy w naszej głowie zostało już przekazane dalszym pokoleniom... Dom trzeszczy dziwnie, szumi i szepcze. Rozumiem go trochę, boli go starość, brak miłości, boli. Leżę przy śpiącej babce, patrzę na sufit, słucham... Drewniane belki, makata na ścianie. Muszę wstać, oddech babki zagłusza szept domu. Podłoga z drewnianych wygładzonych jak jedwab desek... Ile w nich życia i dziur. Jak kule w serce zdrewniałe, a każde serce czuje... Dłonie babki... Jak w koronkowych rękawiczkach usiane delikatnie, misternie utkanymi żyłkami. To przepiękny wzór. Mam wrażenie, że ktoś kaligraficznym pismem opisał tam całe życie. Pisząc o niej, zaczął również historie moją. - Miałam synka. - Usłyszałam nagle. - Miał krzywą nogę. Krzywicę miał, tak felczer powiedział. Ja wiedziałam, że nie od tego. - Od czego babko? - Spojrzał

Nasza ulica ...

Dawno, dawno temu, była to dzielnica żydowska. Na placu gdzie stoi nasz dom, był zakład garncarski. W ogródku nadal można znaleźć masę skorup garnków glinianych. W czasie wojny znajdowało się tu getto żydowskie. Parę kroków i wychodzi się nad łąki, rzekę. Moje dzieciństwo.  Koniec lat siedemdziesiątych to właściwie całkiem fajny czas... Ulica tętniła życiem, każdy wolny czas jaki mieliśmy, był spożytkowany właśnie tam. Dom wtedy był miejscem którego uciekałam jak najdalej. Pragnąc zapomnieć, choć na chwilę, o tym , o czym dziecko nie powinno myśleć.  Parę domów dalej stała mała drewniana chatka pod ogromnym starym kasztanem. To drzewo nie raz było moim schronieniem. Oczywiście nie można było nam na kasztan włazić. Powód? Zapewne dbanie o nasze nogi, ręce i życie. Czasami  tylko tam mogłam się czasem schronić.  Wczesne poranki to klekot bocianów. Nadal to kocham. Szeleszczące syczenie głodnych bocianich maluchów. Brzęk łańcuchów krów prowadzonych na łąki i rżenie koni dom

Chora dorosłość

Nie raz próbuję człowiek zebrać myśli. Dziwne, jedne chce zebrać, a  inne wywalić. Wraca później skruszony, jakby wyrzucił papierek w lesie i z powrotem upycha w kieszeń. Kieszeń jest pełna, zaczyna uwierać, ściąga więc spodnie do prania, a papierki lądują w szufladzie. Było, minęło idziemy na przód. Przychodzi szary dzień, zbity kubek i zanurzasz dłoń w szufladzie jak w bębnie maszyny losującej. Jesteś egoistką !Słyszysz złość, czujesz, znów czujesz, więc uciekasz tam gdzie nie musisz czuć. Dziecko szybko się uczy kiedy musi. Przez chwilę jeszcze szuka, czego by się złapać, ale to tylko chwila. Nie ma nic, nie ma nikogo. Każdy ma spodnie pełne papierów. Było minęło, idziemy dalej. Bogatsi o doświadczenia. Ból uszlachetnia, mówią. Pieprzenie !!! Ból - upośledza !!! Czujemy się winni kiedy jesteśmy szczęśliwi. Czujemy się winni, że jesteśmy inni. Czujemy się winni, że oni nie są szczęśliwi. Smutek to co innego. Jest. Będzie. Nie doskwiera. Mogę się zawinąć ciasno, kołysać miar

Hania mówi... Milczenie wymowne

Rzadko korzystam z usług taxi, wolę poruszać się pieszo o ile pogoda, czas, okoliczności pozwalają. Zdarzyło się jednak, że ani czas, ani reszta nie sprzyjała. Lał deszcz, Hani plecak ważył 8 kg do tego trzeba było odwiedzić dziadka w szpitalu. Zawieźć prowiant, sprawdzić czy nie wykończył lekarza i stanąć na wysokości zadania, czyli z czarnej owczycy przepoczwarzyć się w dobrą córkę.  Zamówiłam więc taksówkę. Po dłuższej chwili czekania siedzimy z Hanią w taksówce podając Panu Taxi cel podróży i tu zaczyna się nieprzerwany monolog. Generalnie mogę słuchać, o ile nie wymaga to ode mnie wypowiadania pełnych zdań. Zwyczajnie mówię tak - nie - nie wiem - w odpowiednich przerwach na pobranie oddechu przez pana - panią ,,Monologa " i to wystarcza mi w zupełności, by się zmęczyć. Tu jednak w lusterko spoglądają na mnie małe, świńskie (przepraszam świnki ) przebiegłe oczka ( oślizgłe - lustrujące - złe - bo ludzkie ) więc nie mogę szczerze współczuć treści "monologu",

Hania mówi .. We Are The Champions...

Kochani rodzice, chciałabym Was przestrzec przed waszymi pociechami. Wiem, wiem to nasze słoneczka, serduszka, baloniki, nasze SKARBY, ale uwierzcie mi !!! PRZEBIEGŁE !!! Po szalonych wakacjach, przyszedł czas na szkołę, jak też co za tym idzie nieuchronnie, czas na naukę. Ciężko się dziatwie skupić, przyszły po dwóch latach świetlnych, więc trzeba to wszystko opowiedzieć i nie daj Boże streścić, a pr zerwy to z prędkością światła, no i co? Dobra mama pomaga. Mądra mama motywuje. Biorę więc dziecię i rozmawiamy. Nie idzie to w dobrą stronę. Okazuje się, że moja radość z szóstek w czwartej klasie ( tu cytuję) : - Super Haniu!!! Cieszę się !!! - Jest niewystarczająca !!! Dacie wiarę ?! Ok, pytam więc co zadowoli i zmotywuje moją Hanię. Sama się więc prosiłam... Widzę już błysk zielonych oczu ... - Ok, mamo jak dostanę szóstkę i ci o tym powiem, masz od razu, głośno zaśpiewać "We Are The Champions" i zrobić tak jak Freddie ... ( zdjęcie zamieszczam na dole). Ok myślę, dam radę.

Hania mówi... Płeć, Pis i Zus.

Zwyczajny dzień. Hania wpadła do domu, rzucając wszystko co zdjąć należy, gdzie popadnie i zniknęła za drzwiami swego pokoju. Zapukałam, po chwili w malutkiej uchylonej szparce ukazały się wielkie, pytające, zielone oczy. Rozumiałyśmy się bez słów, wyszła i pozbierała swoje porozrzucane rzeczy. Wróciłam do kuchni, zabierając się za przygotowanie ogórków małosolnych, które w moim domu znikają w błyskawicznym tempie, czasem w niewyjaśnionych i tajemniczych okolicznościach. Tak rozmyślając, nad okolicznościami poczułam na sobie uważne spojrzenie. Oparta o drzwi stała Hania. — Mamo, o co chodzi z tą płcią ? No wiesz, że ktoś jest facetem, a czuje się kobietą, albo odwrotnie. — Wpatrywała się we mnie poważnie, próbując sama ogarnąć temat. — Pytasz mnie o homoseksualistów i lesbijki? Czy o ludzi, którzy chcą zmienić swą płeć, ponieważ nie utożsamiają się z własną fizyczną płcią? — Kurcze ona ma 10 lat, przemknęło mi przez głowę. Ok, kiedyś postanowiłam od początku mówić jej wszyst

Hania mówi... Agent 007

      No w końcu słońce!  - Hania! Idziemy na spacer. - wołam, pełna entuzjazmu. Aparat rzecz pierwsza, bateria - naładowana. Woda, jest. OK.  - Dobrze mamusiu. - Słyszę niemal natychmiast. Ach! Żeby tak było zawsze! Wiem. Nie będzie. Wychodzimy w słoneczny dzień. Ciepło, wiosna, kolory, jest cudownie. I moja mała Peplusia. Trajkocze. Kocham to. Małe trajkoczące dziewczynki, wyczytałam, że jest to zdrowy przejaw u dzieci, więc tym bardziej. Odrywam się od swoich myśli i zaczynam rejestrować co mówi Trajkocząca Peplusia. No tak : Faza James Bond.  Obejrzała ze mną jeden odcinek i teraz nie mówimy o niczym innym. Przetrzymam! Wchodzimy do parku, tłumy, pogoda piękna, więc nie ma czemu się dziwić. Nasz wzrok przykuwa nagle mężczyzna idący na przeciwko. Typ :  Pierce Brosnan, pewny siebie, okulary lustrzanki. Wyprostowany do bólu, ramiona dziwnie uniesione, jakby włosy pod pachami były za sztywne. Hania przygląda się z otwartą buzią.  Kiedy się mijamy słyszę, że James, chyba jadł gr

Pornografia i grafomania

Piękna ta nasza mowa polska, bogata, skomplikowana, czasy, przymiotniki, litery szumiące, trzeszczące, syczące... Nieprzebyte bogactwo dla wysławiania się, obrazowania, uzewnętrznienia, porozumienia, komunikacji, przekazu danych, rozśmieszania, mówieniu o niczym lub nieprzerwanego słowotoku... ( kobiety - dzieci). Szczyt osiągają nieliczni, w mowie i pisaniu, bo choć zdobędą umiejętności idealne, to jeszcze ktoś musi ich zrozumieć. Przydało by się jeszcze by chcieli go słuchać i czytać, a nie wspomnę nawet o tym by były tam emocje, uczucia. Proste wydawało by się - jednak - NIE. Wrażliwość mamy różną i innych momentach odczuwamy, w innych się śmiejemy, złościmy, płaczemy - również ze śmiechu. Fajny mam przykład z życia zaczerpnięty, więc... Znajoma zamieszcza zdjęcie. Znajdują się na nim nagie piersi (dorodne) sztuk dwie. Gniazdo ptasie - sztuk jeden, a w nim jajo sztuk jedno. Na owym zdjęciu oznacza znajomych, składa im życzenia wielkanocne i tu reakcje są w większości

Umieranie...

Patrząc na zwiniętego na łóżku umierającego ojca... W głowie powstał mi obraz ludzkiego płodu.  Umierając  zmieniamy się w ludzki embrion, chcąc wrócić znów do łona matki... Tak. Myślę, że wracamy...

Hania mówi ... Wróbelek optymista.

Kolejny szary dzień, śpieszymy się do szkoły. Brnę przez tłum ludzi, a przede mną Hania. Niech ktoś zapali światło! Kawy! Mam wrażenie, że powieki są nabrzmiałe jak usta Angeliny... Z trudem patrzę na dzisiejszy ponury dzień... Nawet myśli dziś nie myślą! No właśnie, co jest z tymi ludźmi? Wszyscy ubrani na szaro, lub czarno. Ot, co dziesiąta osoba z drobnym akcentem żywszego koloru. Nie, no! Dlaczego?! Hania, w tym tłumie wygląda jak mała kolorowa, odpustowa piłeczka. Podskakuje wdzięcznie, nucąc coś pod nosem. Kiedyś chciałam jej kupić taką piłeczkę na straganach, ale to już nie to co kiedyś. Kiedyś były wypchane trocinami, oklejone kolorowym błyszczącym papierem i folią, do tego prawdziwa mocna gumka. Kochałam te piłeczki i lizaki rzecz jasna. Mijamy znajomą. - Dzień dobry. - pozdrawia mnie pośpiesznie. Zawsze kiedy ją widzę zdumiewa mnie jak szybko jej twarz zabija wszelkie emocje. Wygląda to dokładnie tak : Uśmiech ( manekina) kiedy mnie dostrzega i zaczyna mówić. Koniec

Hania mówi ... Jak amen w pacierzu.

Karmię się zielenią, błękitem kocimi kłakami, ciszą chwilową. Błagam o czas odroczenie - sen łagodny. Noc rozrywa  szlochem trzewia. Dzień pozwala biec gdzie oczy poniosą... Czekam na rozerwanie pajęczyn, na łzy, które uwięzły.

Dzień ojca...

....Jedziemy motorem, siedzę z tyłu. Trawiasta droga w lesie, nieopodal drogi rzędem rosną brzozy. Co raz zatrzymujemy się zsiadamy i zbieramy ogromne prawdziwki... Rzadko widziałam ojca szczęśliwego... Nie, to złe słowo. Zadowolonego. Wtedy był. Więc ja z mieszanymi uczuciami - dziwności- również... ... Basen... Nie umiem pływać... Słońce zalewa mi twarz, śmiechy dzieci... Udziela się... Pływam... U ojca na plecach ... ...Wycieczka do miasta. Boli mnie brzuch, najadłam się gruszek. Ojciec kupuje mi fajowskie dżinsy.... Tyle.Więcej win nie pamiętam. ... Miejsce, gdzie nikt nie chce być... Patrzę jak siedzi ze spuszczoną głową.  Mniej obcy niż zwykle. Bliższy niż bym chciała w tej chwili. Tyle tego, a zebrać mogłam małą garść. Wystarczy.

Wiadomość za światów...

.....Zwykły dzień. Jeszcze szarym porankiem dojechałam do pracy. Robię kawę i myślę, właściwie o niczym. Z szmerów rozmów wyłapuję słowa koleżanki. - Jezu tam ktoś leżał na drodze, nie wiem ciemno było, chyba Sylwek, mąż nie chciał się zatrzymać. - Jak to ? - Budzę się z kawowego snu.- Jak to? Nie sprawdziliście? Jest tam ktoś? Policja? Karetka?! - Nie, nie byliśmy pewni... Działam, nie myślę. Wylatuję na jednej nodze z pracy, biorę rower jadę. Już się przejaśnia, kiedy dojeżdżam widzę na poboczu radiowóz i wysiadających policjantów, podchodzą do czegoś leżącego na drodze, patrzą, odchodzą. Mijam skręconą postać, wiem, to Sylwek. Wiem, nie żyje. Gdzie Agnieszka, kołacze mi w głowie. Jest w 5 miesiącu ciąży, gdzie jest?! Słyszę szmer, szelest w rowie. Widzę ją jak próbuje wydostać się z rowu. Oczy ma zamknięte,  mruczy, jest nieprzytomna, a jednak... Nie może go zobaczyć, nie może ... Mówię do niej. - Uspokój się, leż bez ruchu, mieliście wypadek, uważaj na dziecko. Nie ruszaj się,

NIE BO NIE

To ten niepokój, ta dziwność, obawa, niepewność, lub pewność od razu, że coś, ktoś jest nam daleki, lub bliski. Jest szczery lub fałszywy, jest dobry lub zły, pasuje nam lub nie. Mamy wiele norm, szufladek, kategorii, selekcji w społeczeństwie, wedle których, jak kto sobie życzy może selekcjonować, upchać do szufladek, zatrzymać, wyrzucić  ... Robi to każdy i często nie zdając sobie nawet z tego sprawy, tak nas wychowano, tak kształtuje nas społeczeństwo,rodzice, szkoła...NORMY. Mało kto umie wyjrzeć za tej ,,szuflady'' w której sam się również zagnieździł.To wymaga poznania siebie, lubienia siebie, optymizmu, bezinteresownej miłości to otoczenia, dostrzegania tej dobrej strony i ODWAGI. Bo nasze przeczucia często się sprawdzają, a CZAS, nader często zmienia ludzi. Dlaczego? Kiedy coś już posiadamy, poznamy, użyjemy, rzucamy w kąt... Przerażające jest to, że dla wielu nie ważne jest czy jest to rzecz czy człowiek.... Więc ufając naszej intuicji, oddajemy kolejny skrawek nasz

Hania mówi ... Klocek Duplo ...

Wracamy ze szkoły, z Hanią i jej koleżanką Izą. Iza jest sporą dziewczynką jak na swój dziesięcioletni żywot. Niebywale inteligentna, ze znakomitym poczuciem humoru - czterdziestolatki. Nie zmylą mnie już jej blond kręcone włoski i niebieskie oczka, w których sarkazm bulgocze na wolnym ogniu. Patrząc na nią mam nieodparte wrażenie, ze umysł jej niebywale lekki, dlategoż pupa tak okazała. Coś musi ją trzymać przy ziemi. Trzyma, a jakże i to bardzo skutecznie. Do tego stopnia, że dłuższy spacer może Izę zabić.To jednak nie jest istotą... To inna historia. Dziś dyskutujemy o klockach Lego. - Ja kiedyś połknęłam klocka, jak miałam trzy latka - Mówi Iza. Z trudem hamuję śmiech, po durnym skojarzeniu. - Wydaliłaś? - pyta przytomnie, fachowo i dość rozsądnie Hania. - Nie pamiętam - Odpowiada Iza, po  dłuższym namyśle. - A co na to mama? - Pytam - jak to mama. - Powiedziała ,,e tam '' jak to moja mama - Odpowiada Iza, machając ręką. Po chwili zastanowienia, mówi: - W

Jestem czystą kartką papieru...

Nie wiem, ale chyba jeszcze śpię. Ktoś mamrocze mi nad głową: - Jestem czystą  kartą papier, sama zapiszę swoje strony... Przy małym stoliku,przy oknie,  siedzi babka Szurka, na kolorowej ceracie leży otwarta książka. - Jestem czystą kartką papieru, sama zapiszę swoje strony... Ona chyba się uczy tego na pamięć, czy jak. - Babko, wyspałam się. - Odwraca się zdziwiona. - Już? No dobra, wstawaj, możesz polecieć na podwórko, ale daleko nie odchodź, cygany jeszcze ukradno! Spoglądam na piec, tylko babka ma taki piec. Biały, jak pomazany kredą. Dobra, zjem później. Idę sobie... Za drzwiami spoglądam na bruk pod stopami. Dlaczego oni mają tu bruk? Jak na ulicy. Głupie jakieś, ale go lubię. Kiedyś okociła się na nim kotka. Płakałam! Kociaki były w takich workach, bałam się, że się uduszą. Babka spokojnie przełożyła je wraz kotką na jakąś szmatę. Poradzi sobie koszka, toż to nie pierwszy raz, dzielna koszka, dzielna. I przypomniałam sobie PRZEDSZKOLE ! Nie, nie będę o tym myśleć !

Nocne wędrowanie...

Ojciec znów wywalił nas z domu... Nie wiem, który to już raz. Na moją niebieską piżamkę mama założyła mi w pośpiechu tylko palto. Nie, nie jest mi zimno.Nie, nie boję się. Noc jest piękna pada śnieg, latarnie z dużych gwiazdek śniegu wyczarowują cudeńka. Leżę na sankach, a właściwie na Małgosi, która siedzi z tyłu, otwierając buzię łapię watę cukrową. - Ania! - szybciej! Mama jest zdenerwowana, kiedy obraca się na jej rzęsach widzę diamenty, jest piękna, nawet taka smutna. Dziwnie jakoś, coś mnie ominęło? Jesteśmy już u babci? Szybko, szybko, spać, jest druga w nocy, ktoś pakuje mnie do łóżka. Siennik u babki wypchany jest słomą, jest nierówny, przyciskam ucho do poduszki. Próbowaliście kiedyś? Tam w środku zawsze coś się rusza, posłuchajcie! Jak można spać?! Cichy szloch mamy ustaje, oddech sióstr zwalnia. Wychodzę z tego słomowego łóżka! Jeju trzeszczy cholernie, czuję jak mama drży pod kołdrą, nerwy, tak mówiła, to nerwy. Nakrywam więc te jej

Dzień kobiet, dzień kobiet...

Zawsze, właściwie od dziecka marzyłam o tym by być chłopakiem. Miałam nieodparte wrażenie, że oni mają zazwyczaj łatwiej. To wbijanie nam do głowy, że Ewka zżarła jabłko nie przemawiało do mnie ani trochę. Do dziś jestem niemalże pewna, że Adam miał w tym przynajmniej połowiczny udział i wiedział dokładnie jak się przymilić by dostać co chce. Więc sprawiedliwiej byłoby by kara została rozłożona równomiernie, szczególnie, że jest to dożywocie! Jako dziecko miałam wiele wolności, co dało mi możliwość tworzenia własnej rzeczywistości. Nieustanne wędrówki, bo przestrzeń była moim domem, od zawsze. Samotność, którą nauczyłam się nawet  kochać, ale i miłość... Miłość do zwierząt, ludzi, świata, który mnie otaczał, zakorzeniony głęboko optymizm nie raz przysparzał mi rozczarowań. Jako dziewczynka, uwielbiałam wchodzić na drzewa. Na sam cienki czubek gdzie mogłam bujać się, od ziemi po niebo . Jako dziewczynka na swojej ulicy biegałam najszybciej. Jako dziewczynka, pot