Przejdź do głównej zawartości

Hania mówi... Milczenie wymowne

Rzadko korzystam z usług taxi, wolę poruszać się pieszo o ile pogoda, czas, okoliczności pozwalają. Zdarzyło się jednak, że ani czas, ani reszta nie sprzyjała. Lał deszcz, Hani plecak ważył 8 kg do tego trzeba było odwiedzić dziadka w szpitalu. Zawieźć prowiant, sprawdzić czy nie wykończył lekarza i stanąć na wysokości zadania, czyli z czarnej owczycy przepoczwarzyć się w dobrą córkę. 
Zamówiłam więc taksówkę.
Po dłuższej chwili czekania siedzimy z Hanią w taksówce podając Panu Taxi cel podróży i tu zaczyna się nieprzerwany monolog.
Generalnie mogę słuchać, o ile nie wymaga to ode mnie wypowiadania pełnych zdań. Zwyczajnie mówię tak - nie - nie wiem - w odpowiednich przerwach na pobranie oddechu przez pana - panią ,,Monologa " i to wystarcza mi w zupełności, by się zmęczyć.
Tu jednak w lusterko spoglądają na mnie małe, świńskie (przepraszam świnki ) przebiegłe oczka ( oślizgłe - lustrujące - złe - bo ludzkie ) więc nie mogę szczerze współczuć treści "monologu", choć ,,wypadnięty'' dysk Pana Taxi na pewno był baaardzo nieprzyjemny... No i z taką dolegliwością na wesele i takie niezrozumienie w szpitalach i dlaczego lekarze nie czytają w internecie jak się prawidłowo się diagnozuje?
- No ... Nie wiem. - Wtrącam nieśmiało. Kiedy następuje przerwa na wdech.
Wysiadam przerywając słowotok, bogatsza o stan rodziny, choroby wszystkich jej członków plus kuzynostwa. Bliskich znajomych również i sąsiadów za ściany. Pominę wizytę w szpitalu, Zapoznana z sytuacją, wymazałam ją szybko z pamięci.
Niestety deszcz nadal lał, plecak nadal ważył 8 kg, więc wsiadłyśmy szybko do najbliższej taksówki.
Dzień dobry, witamy się grzecznie i podajemy cel podróży. Tu zaś Pan Taxi słodko - śliskim głosem odpowiada ,,Dzień dobry'', prawie jak pani w spa, no ok, to jedziemy. Właściwie to nie bo za chwilę lecimy na szybę. O Ku ....!!! OK - nadal jesteśmy na siedzeniach z tyłu, a nie na szybie z przodu - pasy zapięte !!! Brawo my.
- Baaardzo panią przepraszam. Pan Taxi mówi spokojnym, wręcz czułym głosem. -
Tak zachowują się kierowcy z konkurencyjnej firmy, sama pani widzi, bardzo przepraszam.
Patrzę w lusterko i widzę oczy Pana Taxi. O matko !!! Głos Kaszpirowskiego wprowadzającego w trans, a oczy pitbulla przed atakiem! I to głodnego! Możliwe też, że z zatwardzeniem! O czym świadczył lekki wytrzeszcz.
Spokój tylko spokój! No nie! Właśnie podjechał do taxi stojącej przed pasami dla pieszych, otwiera szybę! Zaczyna wrzeszczeć!
— I co sytuacja się odwróciła! Fajnie tak?! — I dalej coś w podobnym stylu.
Po czym odwraca się do mnie i przesłodkim głosem:
— Baardzo panią przepraszam, rozumie pani, takie chamstwo, nie można na to pozwalać.
Głos - Kaszpirowski - Oczy Pitbull !!!
Hania siedzi obok. Spoglądam na nią.
— Milczę mamo. Acz, wymownie. — Odwraca spokojnie głowę do okna.
Ja zaś spokojnie jak Dalajlama odwracam się do Pana Taxi.
— Nie szkodzi ...
Już dojeżdżamy.
NA CAŁE SZCZĘŚCIE !!!
Taxi mi się zachciało !!!
Kalosze, kurtka i torba na kółkach !!!

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

SZKAPLERZ na ogień piekielny

          Tak jakoś od dziecka czułam, że coś mi się tu nie zgadza. To chodzenie do kościoła było jakieś dziwne. Moja niechęć, agresja rodziców.  Czułam się zła, niegodna, brudna, zagubiona. O co chodzi, pytałam sama siebie, a nikt nie kwapił się wytłumaczyć. Po latach, życia z wielkim poczuciem winy, zrozumiałam co tak bardzo przeszkadzało mi w kościele. Nie, nie będę się nad tym rozwodzić. To dość obszerny temat. Napiszę jedno, nie chodzę i nie mam potrzeby chodzenia do kościoła. Czy wierzę? Tak, wierzę, ale znacznie inaczej niż kościół by sobie tego pragnął. Traf chciał bym poszła. Dla kogoś. Poszłam. Wchodząc wróciły wspomnienia. Obraz na który zawsze się patrzyłam. To jak mama opierała brodę na mojej głowie. To jak ojciec  stojąc kiwał się na stopach, przenosząc ciężar z palców na piętę. To jak dłużyło mi się to tam siedzenie. Zaczęło się kazanie... Jakiś zaproszony ksiądz, ponoć wykładowca. Początek usypiający, mówił jak automat, więc się nie skupiałam bla bla bla... Sp

Zdjęcia, których nie zrobiłam

Zdjęcia, których nigdy nie zrobiłam... Kiedy ma się totalnego fioła na punkcie zapisywania obrazów, aparat jest przedłużeniem nie tylko ręki, ale też serca, duszy, naszych postrzeganiach wielu tysięcy kadrów ... Nie, nie myślimy kadrami :D , ale ona zapisują najprawdziwiej to co MY widzimy. To  co zobaczy ktoś inny, to już nie nasza historia. Tak więc wychodząc z aparatem z domu nie mam planu, nawet zarysu tego co chciałabym zapisać w tej  swojej historii. Są jednak zdarzenia, momenty, chwilę, kiedy nie podnoszę aparatu, choć wiem, że zdjęcie byłoby cudownym zapisem chwili... Ta chwila jednak jest tylko dla mnie. Nie mogę się z nią dzielić, oczy innych zniekształciłyby ten zapis, opowiedziały by historię, której w moim mniemaniu nie było... Często mijam pewną staruszkę... Dość puszystą ubraną zawsze tylko w jeden kolor. Lubi zwiewne sukienki, długie do ziemi, na to zwiewne chusty rzucone na ramiona. Finezyjny koczek blond włosów, przeplatany srebrnymi pasmami, często też torebk

Byłam białym mężczyzną, mówiącym po angielsku....

             Na świat przyszłam naga.  Naga w wiele wspomnień, które miałam. Nikt nie uwierzy, ale pierwsze wspomnienie mam jeszcze za nim opuściłam ciało mamy. Tak... Nie pamiętam wielu rzeczy z przedszkola, nie pamiętam wielu wspomnień ze szkoły. Ciało mamy, pamiętam. Wspomnienie było cały czas, we mnie, musiałam je wydobyć. Kiedyś było to jedyne uczucie bezpieczeństwa, które było prawdziwe. Wspomnienie to, nie jest obrazem, jest czuciem. Odczuwaniem skłębienia, przeplatania ciepła, bliskości dwóch podobnych, acz nieidentycznych istot, które w tym momencie stanowiły pozorną  jedność. Jednak - jedność. Odziana tylko w nagość, rosnąc przymierzałam obrazy. Przymierzałam, wrażenia, odczucia, słowa. Ta nagość pozwoliła mi być czystą, dobrą, otwartą, naiwną, rozumiejącą, akceptującą ... Poznając, doświadczając, moja golizna zaczynała mieć warstwy...  Na początku czuła wiatr, słonce, deszcz, nawet mróz i cieszyły ją te odczucia... Wrażliwość nie powstała od razu, dotykana, raz po raz st