Przejdź do głównej zawartości

Hania mówi .. We Are The Champions...

Kochani rodzice, chciałabym Was przestrzec przed waszymi pociechami. Wiem, wiem to nasze słoneczka, serduszka, baloniki, nasze SKARBY, ale uwierzcie mi !!! PRZEBIEGŁE !!!
Po szalonych wakacjach, przyszedł czas na szkołę, jak też co za tym idzie nieuchronnie, czas na naukę. Ciężko się dziatwie skupić, przyszły po dwóch latach świetlnych, więc trzeba to wszystko opowiedzieć i nie daj Boże streścić, a przerwy to z prędkością światła, no i co?

Dobra mama pomaga. Mądra mama motywuje.
Biorę więc dziecię i rozmawiamy. Nie idzie to w dobrą stronę. Okazuje się, że moja radość z szóstek w czwartej klasie ( tu cytuję) :
- Super Haniu!!! Cieszę się !!! - Jest niewystarczająca !!!
Dacie wiarę ?! Ok, pytam więc co zadowoli i zmotywuje moją Hanię. Sama się więc prosiłam... Widzę już błysk zielonych oczu ...
- Ok, mamo jak dostanę szóstkę i ci o tym powiem, masz od razu, głośno zaśpiewać "We Are The Champions" i zrobić tak jak Freddie ... ( zdjęcie zamieszczam na dole).
Ok myślę, dam radę... Oj pomroczność jasna na łepetynę spadła!!! Dziecię uszczęśliwione, zaraz po dwóch dniach dostało jedną szóstkę, po kolejnych dwóch kolejną...
Jak myślicie gdzie mi o nich powiedziała?!
O pierwszej przed przystankiem pełnym ludzi...
O drugiej w przejściu podziemnym w godzinach szczytu...Nie wymiękłam, obiecałam... Teraz czekam z lękiem, bo wiem, że perfidnie pracuje nad kolejnymi szóstkami .

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

SZKAPLERZ na ogień piekielny

          Tak jakoś od dziecka czułam, że coś mi się tu nie zgadza. To chodzenie do kościoła było jakieś dziwne. Moja niechęć, agresja rodziców.  Czułam się zła, niegodna, brudna, zagubiona. O co chodzi, pytałam sama siebie, a nikt nie kwapił się wytłumaczyć. Po latach, życia z wielkim poczuciem winy, zrozumiałam co tak bardzo przeszkadzało mi w kościele. Nie, nie będę się nad tym rozwodzić. To dość obszerny temat. Napiszę jedno, nie chodzę i nie mam potrzeby chodzenia do kościoła. Czy wierzę? Tak, wierzę, ale znacznie inaczej niż kościół by sobie tego pragnął. Traf chciał bym poszła. Dla kogoś. Poszłam. Wchodząc wróciły wspomnienia. Obraz na który zawsze się patrzyłam. To jak mama opierała brodę na mojej głowie. To jak ojciec  stojąc kiwał się na stopach, przenosząc ciężar z palców na piętę. To jak dłużyło mi się to tam siedzenie. Zaczęło się kazanie... Jakiś zaproszony ksiądz, ponoć wykładowca. Początek usypiający, mówił jak automat, więc się nie skupiałam bla bla bla... Sp

Zdjęcia, których nie zrobiłam

Zdjęcia, których nigdy nie zrobiłam... Kiedy ma się totalnego fioła na punkcie zapisywania obrazów, aparat jest przedłużeniem nie tylko ręki, ale też serca, duszy, naszych postrzeganiach wielu tysięcy kadrów ... Nie, nie myślimy kadrami :D , ale ona zapisują najprawdziwiej to co MY widzimy. To  co zobaczy ktoś inny, to już nie nasza historia. Tak więc wychodząc z aparatem z domu nie mam planu, nawet zarysu tego co chciałabym zapisać w tej  swojej historii. Są jednak zdarzenia, momenty, chwilę, kiedy nie podnoszę aparatu, choć wiem, że zdjęcie byłoby cudownym zapisem chwili... Ta chwila jednak jest tylko dla mnie. Nie mogę się z nią dzielić, oczy innych zniekształciłyby ten zapis, opowiedziały by historię, której w moim mniemaniu nie było... Często mijam pewną staruszkę... Dość puszystą ubraną zawsze tylko w jeden kolor. Lubi zwiewne sukienki, długie do ziemi, na to zwiewne chusty rzucone na ramiona. Finezyjny koczek blond włosów, przeplatany srebrnymi pasmami, często też torebk

Wesołych ....

              I minął czas Wesołych Świąt...  Zrealizowałam zmianę nastawienia, wyluzowałam... No prawie... Nie pozwoliłam, nie zgodziłam się,  na to co mnie uwierało ;) Puściłam na wiatr złośliwości, widocznie moje życie, nie wszystkim odpowiada. Nie musi.  Puściłam na wiatr smutek, by leciał wolny, pogodziłam się z nim, bo wiem, że zostanie. Czułam miłość, miłość, miłość .... Dziękuję, że umiem, że mogę, że jest we - mnie. Dziękuję.